piątek, 27 sierpnia 2010

Powrót

Wróciłam. Wróciłam z gór, ale jest też jeszcze coś do czego chciałabym wrócić. Góry nadal są cudowne, niezapomniane, metaforycznie przypominają nasze ziemskie życie, wzloty i upadki oraz są dla nas okazją do akceptowania i przezwyciężania słabości. Góry nadal są wyspami, nadal są naszymi marzeniami i nadal prowadzą nas w głąb siebie. Ciągle dają nadzieję na to, że piękno świata nie jest tylko chwilowe oraz wciąż przypominają nam o wspaniałości Boskiego stworzenia. Góry wciąż przedstawiają nam ludzi i obdarzają uśmiechami a także podnoszą na duchu i dają motywację.

Tam życie wygląda zupełnie inaczej. Może są to swojego rodzaju rekolekcje? Wiadomo, że przeżywa się coś, ale potem niestety znów trzeba wrócić do codzienności i żyć. Tylko, że trudno jest znowu wrócić do monotonnych czynności, do problemów, nostalgii.

Wszystko się zmienia. A przede wszystkim zmienia się system wartości moralnych. I tu mnie boli.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

.

Wczoraj pisałam, ale firefox wciągnął całego posta. Ale to chyba lepiej.

Złapała mnie jakaś nostalgia. Chociaż w sumie nie do końca bo chodzi o coś, co nigdy się nie wydarzyło.
Robię ostatnio dużo głupich rzeczy, czytam nieodpowiednie książki i to wszystko wywołuje masę niepotrzebnych a przede wszystkim bolesnych myśli. Wakacje się kończą, niedługo poprawki. Wierzę, że dam radę zdać, ale zaraz potem pojawiają się wątpliwości - a co jeśli nie?

Jeszcze dwa dni tego obijania (obarczania?) się. I w drogę.

sobota, 7 sierpnia 2010

:)

Minęło kilka dni od powrotu, a mnie ciągnie znów w góry :) I jak wszystko dobrze pójdzie, to za półtora tygodnia będziemy w pociągu. Już nie mogę się doczekać. Przeraża mnie te kilkanaście godzin podróży, ale warto.

W ogóle tydzień pełen niespodzianek. We czwartek byłyśmy z dziewczynami na uczniu czarnoksiężnika. Już wychodziłyśmy z kina, kiedy do A. zadzwonił telefon i okazało się, że w Gdańsku potrzebują kogoś obsługującego maszynę do szycia, bo jutro premiera na festiwalu szekspirowskim, a oni nie mają wszystkich kostiumów. No i pojechałam. Generalnie była to ekipa z Wlk Brytanii, więc gadali tylko po angielsku. Było ciężko, ale doświadczenie super :D.

Wczoraj z kolei ktoś zdał prawo jazdy. Poszłyśmy we trójkę opijać to na plażę. Kupiłyśmy jednak zakorkowane a nie miałyśmy otwieracza, a otwieranie butelka o butelkę wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Więc poszłyśmy zapytać grupkę obok, czy przypadkiem... No i jakoś tak wkręciłyśmy się do nich. Ekipa super, siedzieliśmy do 2 w nocy i gadaliśmy na poważne tematy życia i śmierci oO.

Podsumowując: jest dobrze.

Piosenka na dziś:

Idę sobie drogą taką
Jaką dumny sam obrałem
Idę, śpiewam dumny z tego
Że swej duszy nie sprzedałem

I może ktoś powie mi
Że to tak jakoś głupio brzmi
I może zarzucić też, że
Prowadzę nieznaną z nim grę

A ja sobie idę i wybijam takt
I czuję się wolny, wolny jak ptak
I wiem, że mi więcej do szczęścia nie trzeba
Prócz dachu nad głową i kromki chleba

I dzięki Ci, Panie Boże na niebiosach
Że mogę się położyć na złocistych kłosach
I dzięki Ci, Panie Boże na niebiosach
Że mogę się wytarzać w babich lata włosach

I dzięki Ci za to, że stworzyłeś ślimaka
I dzięki stokrotne za małego robaka
Bo rzecz to może skromna i mała
Ale niebywale wzniosła i wspaniała

Dziękować Ci, Panie nigdy nie przestanę
Za deszcz, za chmury, za wiersze śpiewane
Za trzciny, za źdźbło trawy, za wszystko listowie
Za to co w mym sercu i co w mojej głowie

Dom o zielonych progach - Idę

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Double rainbow!

Wrocław zdobyty. To był dosyc ciekawy wyjazd. Pisac, że w czasie tych 6 dni w tamtym mieście zmieniłam się jest bez sensu. Nie tyle zmieniłam się, co znalazłam swoje miejsce na ziemi. Do tej pory jako potencjalne miejsce zakładania rodziny i mieszkania typowałam tylko i wyłącznie Gdynię (ewentualnie trójmiasto bądź jedną z okolicznych wioseczek-sypialni). Teraz wiem, że śmiało mogłabym zamieszkać we Wrocławiu. Nie jestem w stanie określić co takiego mnie tam urzekło. Po porostu już pierwszego dnia czułam się tam jak w domu.

Wrocław jest dośc specyficzny. Najbardziej uderzyło mnie to, że ludzie tam tak strasznie się śpieszą (chyba nawet bardziej niż w Warszawie). I ta sygnalizacja świtlna - jeszcze nie zdąrzyłeś wejśc na pasy a już robi się czerwone światło.

Jednym słowem - zjebiiiiście miśki ;].